Nie jest żadną tajemnicą, że lubię wina, zwłaszcza wina z lubuskich winnic. W zasadzie nie wzięło się to z lokalnego patriotyzmu, a z… pracy, dlatego piszę o tym tutaj. Kilkakrotnie miałam okazję tłumaczyć spotkanie miast zaprzyjaźnionych z Zieloną Górą, wśród których jest Troyes, stolica Szampanii. To właśnie za przyczyną dwóch pań z tamtejszego Urzędu Miasta, wiele lat temu, uczyłam się smakować wino. To one jako pierwsze zachwycały się białym winem z winnicy Stara Winna Góra. Na ucho zdradziły wtedy, że czerwone pozostawia jeszcze trochę do życzenia, ale że winiarz jest na dobrej drodze.
Potem były inne spotkania, podczas których moi klienci wręczali swoim francuskim partnerom to, co wyróżnia nasz region. I znów rozmowy i degustacje.
A potem sama zamieszkałam na obrzeżach miasta, rzut beretem od winnic. Odwiedzających mnie gości z Francji zapraszałam głównie do winnicy Julia, która znajduje się najbliżej mojego domu.
Od zawsze też ciekawią mnie stare budynki, kiedyś nawet chciałam być architektem. Uwielbiam podziwiać ciekawe rozwiązania, zdobienia drzwi czy okien, wyłapywać błędy albo celowe odstępstwa od wzoru.
Tak więc impreza pod nazwą LUBUSKI FESTIWAL OTWARTYCH PIWNIC I WINNIC była dla mnie połączeniem moich dwóch zainteresowań.
Za 100 zł otrzymywało się zawieszaną na szyi torebkę z kieliszkiem, mapę miasta z zaznaczonymi winnicami i ich opisem oraz miejscem na pieczątki od winnic. W pakiecie był także karnet 20 serduszek, które wręczało się winiarzom w zamian za kieliszek wina (40 ml).
Przez 2 popołudnia odwiedziłam z mężem łącznie 14 piwnic. Podziwiałam te, zrekonstruowane już wcześniej i chyliłam czoła przed tymi winiarzami, którzy włożyli ogrom pracy, aby uporządkować miejsce na przyjęcie gości. Spróbowałam łącznie ok. 30 win. Kupiłam 9 butelek. Tylko, bo więcej nie daliśmy rady udźwignąć w plecaku. Spotkałam fantastycznych ludzi, którzy słuchali z zainteresowaniem uwag winnego amatora, za jakiego się uważam. Z paroma osobami odbyłam „bitwę” na słowa, a właściwie wymowę francuskich nazw szczepów. Wyszło na to, że oni znają się na winach, ja – na języku francuskim 🙂
Świadomie nie próbowałam win z winnic, które dobrze znam i których wina często goszczą u mnie na stole, np. z Winnica Julia czy win, które aktualnie mam w domu, jak wino różowe z winnicy Łukasz. Żałuję, że nie dotarłam do Winnica Gostchorze, którą podziwiam i których wino ogromnie cenię. Ich ulotka po polsku jest moim dziełem. Je viendrai vous voir chez vous, Guillaume 🙂
Wielkie słowa uznania dla organizatorów, szczególnie dla Mariusza Grabowego z Lubuskie Love. Winiarze przyznawali, że było mało czasu, żeby to wszystko spiąć w całość i że to niemal cud, że się udało.
Czego mi brakowało? Food trucków czy lokalnych producentów żywości. Tylko w jednym miejscu była okazja spróbować serów od pana Pazdrowskiego. W sobotę przerwaliśmy na moment podążanie szlakiem piwnic i poszliśmy na kolację, gdzie spotkaliśmy właściciela winnicy Cantina. On też wpadł coś zjeść.
Brakowało mi na mapie z winnicami miejsca na notatki. Po 2-3 winnicach nie pamiętałam, co i gdzie piłam oraz jakie były moje wrażenia. Robiłam zdjęcia butelek, ale to nie to.
Zwykle piję czerwone wytrawne wino, ale w upalny weekend (temperatura przekraczała 30 stopni), czerwone nie smakowało tak, jak zwykle. Kupiliśmy tylko 1 butelkę. Odkryłam wina pét-nat, czyli naturalnie musujące. Kupiliśmy 2 butelki, jedna od Winnogóra, drugą od Cantiny. Wieczorem będzie degustacja. Zauważyłam, że czasem jednak wolę wina półwytrawne.
Zachwyciło mnie wiele win, szczególnie 2, z których jedno kupiłam, a drugie pozostawiam jako pomysł na prezent dla mnie. Pierwsze to „pednolino”, czyli Resling znad pradoliny od Starej Winnej Góry, a drugie to Żelazna Dama z Winnicy Żelazny. Może nie trafiałam w życiu na dobre różowe wina, stąd moja teoria, że ciężko jest zrobić dobre różowe wino. Pani z winnicy nie zgodziła się ze mną, wg niej trudniej jest zrobić dobre białe wino. A Żelazna Dama? Domyślam się skąd słowa ”żelazna” w nazwie, które wg mnie nie pasuje tu w ogóle, za to słowo „dama” jest idealne. Dla mnie to wino jest bogate w smaku, ma wiele odcieni, zaskakuje, nie daje się od razu zaszufladkować. Pięknie pasuje tu francuskie słowo „doux” – delikatny, słodki, łagodny. Żelazna Dama jest jednak dość zdecydowana w smaku, wie, do czego dąży, a swoich zalet nie odkrywa od razu..
O moich uwagach rozmawiałam z Mariuszem z Lubuskie Love, który stwierdził, że to wszystko, o czym mówię, pojawi się w jesiennej edycji imprezy. Czy muszę dodawać, że nie mogę się doczekać?