Archiwum miesiąca: styczeń 2021

Czego nie widać w tłumaczeniu

Parę dni temu pisałam o tym, że miałam okazję tłumaczyć JE Ambasadora Królestwa Maroka w Polsce. Dziś kilka słów o tym, czego nie widać czyli o przygotowaniach do tłumaczenia ustnego.

W zasadzie przygotowuję się do prawie każdego tłumaczenia ustnego. Przed tłumaczeniem w sądzie proszę od wgląd do akt sprawy, aby zapoznać się z sytuacją, sprawdzić, czy nie ma w niej jakiegoś specjalistycznego słownictwa. Przed uczestniczeniem w akcie notarialnym pytam, czego będzie dotyczył akt. Jeśli sprzedaży mieszkania czy udzielenia pełnomocnictwa – idę z marszu, ale jeśli chodzi o założenie spółki czy zakup ziemi od KOWR-u – zawsze proszę o przesłanie projektu aktu, by przejrzeć go przed tłumaczeniem.

Jak przygotować się do tłumaczenia ambasadora? Ja zaczęłam od sprawdzenia, w jakiej sytuacji będzie to tłumaczenie. Miała to być kolacja oraz spotkanie w firmie. Po tej informacji przejrzałam garderobę. Potem rzuciłam okiem na ogólne wytyczne dotyczące protokołu dyplomatycznego. Do ambasadora nie zwracamy po prostu przez „pan”, tylko „ekscelencjo”. Następnie odbyła się rozmowa z przedstawicielami firmy, na zaproszenie której przyjeżdżał ten szczególny gość. Otrzymałam garść wskazówek, informacji, odpowiedziałam na zapytania klienta. A potem przedstawiono mi szczegółowy plan wizyty. Cały czas robiłam notatki zwierające słówka potrzebne przy tym tłumaczeniu. Następnie otrzymałam mailem 2 umowy dotyczące zachowania poufności. Bywa, że nie można przekazać, że pan A spotkał się z panem B, bo w świecie biznesu czy polityki może to być bardzo ważna informacja. Tutaj aż tak tajnie nie było.

Z jednego ze szkoleń wyniosłam radę, by zawsze zapisywać sobie nazwiska osób uczestniczących w spotkaniach. Ułatwia to tłumaczenie początkowej fazy spotkania, w której ma miejsce przedstawienie uczestniczących stron.

Przeglądałam notatki ze słówkami i robiłam słowniczek. Część słówek znałam, niektóre były totalną nowością. W niektórych przypadkach (np. montaż powierzchniowy) trzeba było doczytać nieco więcej, bo same słówka nie wystarczały. I tak okazało się, że to, co dotąd nazywałam lampą, wcale lampą nie jest! Potem wystarczyło tylko się tego nauczyć…

Na tłumaczenia ustne zawsze zabieram ze sobą notesik, w którym mam nieco słówek (na które najczęściej i tak nie ma czasu spojrzeć), ale który przede wszystkim służy mi do notowania tego, co mam przetłumaczyć. Zapisuję wszystkie liczby, nazwiska, nazwy itp.

Czasem robię sobie próbę – czytam stronę internetową klienta i tłumaczę na głos to, co czytam. Albo włączam „gadane” radio i tłumaczę to, co słyszę.  

Potem sprawdzenie, ile czasu zajmie mi dojazd i gdzie będzie można zaparkować auto, fryzura, makijaż, spakowanie torebki i w zasadzie można już zacząć tłumaczyć.