Błędy w tłumaczeniu

Były, są i będą.

W ostatnich dniach zastanawiamy się, jak to jest z tą rtęcią w Odrze: jest czy jej nie ma. I tłumaczenie odgrywa w tej kwestii kluczową rolę. Po kolei.
1. Piątek, 12 sierpnia. Marszałkini województwa lubuskiego Elżbieta Anna Polak pisze na Twitterze: „Axel Vogel minister rolnictwa i środowiska landu Brandenburgia w bezpośredniej rozmowie ze mną potwierdził, że stężenie rtęci w Odrze było tak wysokie, że nie można było określić skali„.


Już wtedy zadałam sobie pytanie: czy podczas rozmowy online był obecny tłumacz? Zwykle UM w Zielonej Górze współpracuje z bardzo dobrymi tłumaczami, ale jak było wtedy – nie wiem.

2. Niedziela, 14 sierpnia. Podczas konferencji prasowej dziennikarz TVP zadał po polsku pytanie: „Ja mam pytanie do pana ministra, chciałem zapytać… Ponieważ marszałek województwa lubuskiego napisała na Twitterze, że w bezpośredniej rozmowie z panem… Że pan potwierdził jej osobiście, że stężenie rtęci było tak wysokie, że nie można było określić skali. Czy pan wypowiedział takie słowa? Na jakiej podstawie?
Tymczasem tłumacz języka niemieckiego nie użył słowa „rtęć”, przeformułował to pytanie i zapytał, czy woda była żrąca. Potem powiedział coś bezpośrednio do ministra Vogla. Minister odpowiedział, że nie, nic takiego nie mówił.

3. Media podchwyciły temat, że żadnej rtęci nie ma i nie było (bo przecież minister tak powiedział).

4. Marszałkini Polak została oskarżona o kłamstwo, bo przecież pisała o rtęci, a minister stwierdził, że nic takiego nie mówił.

Niektórzy dziennikarze przysłuchali się raz jeszcze tej konferencji i wyłapali błąd. „Tłumacz na konfie pyta niemieckiego ministra Vogla nie o jego wypowiedź o rtęci w odrze tylko o żrącą wodę w rzece. Vogel mówi, że nie zna takiej swojej wypowiedzi. Istotnie o żrącej wodzie w Odrze nie mówił. Bo mówił że w jednej próbce stwierdzono rtęć„.

Źródło

Marszałkini Polak – nom omen – tłumaczy się od wielu godzin, że nie kłamała. Minister Vogel jest oburzony, czego wyraz daje na Twiterze.

Źródło

A wszystko przez tłumacza.

Ta historia pokazuje, jak wielką odpowiedzialność ponoszą tłumacze. Jak wspomniałam, nie wiem, kim jest ów tłumacz, jakie ma kwalifikacje, doświadczenie. Tylko tłumacze przysięgli muszą zdać egzamin, by móc wykonywać ten zawód (choć jest całe grono tłumaczy przysięgłych, którzy egzaminu nie zadawali, bo uzyskali uprawnienia na podstawie wcześniejszych przepisów). Cała reszta tłumaczy nie legitymuje się (nie musi) niczym: ani dyplomem ukończenia studiów czy kursów, ani doświadczeniem, ani przynależnością do organizacji zawodowych. Deklarują jedynie, że znają język.
A to zdecydowanie za mało, by tłumaczyć.

Znajomość języka to dopiero wstęp. To jak umiejętność ruszania samochodem. Dużo, ale za mało, by pojechać autem na wakacje.  

Tłumaczenie ustne to przede wszystkim brak czasu na zastanawianie się, na jakąkolwiek refleksję. To odruch. To decyzja, głównie o wyborze słów, podejmowana w ułamku sekundy. To brak możliwości konsultacji i korekty. To brak innej osoby, która spojrzy świeżym okiem i wyłapie ewentualne błędy.

Organizator konferencji powinien przede wszystkim starannie wybrać tłumacza. Mieć listę zaufanych i sprawdzonych tłumaczy. Jeśli nie ma, zwrócić się do kogoś, kto poleci sprawdzonego i zaufanego tłumacza. A potem pomóc tłumaczowi w przygotowaniu.

Co może zrobić tłumacz ustny w takiej sytuacji jak owa konferencja?

  1. Przede wszystkim, powinien zapytać, czego będzie dotyczyła konferencja i podjąć decyzję, czy jest w stanie tłumaczyć, czy nie. Nie wolno brać się za tematykę, której nie znamy zwłaszcza w takim kontekście (specjalistyczny temat, głośna sprawa, telewizja).
  2. Powinien się przygotować. Przeczytać dostępne informacje na dany temat, poprosić o projekty wystąpień.
  3. Jeśli to możliwe, ustalić z mówcami sposób tłumaczenia. Nie każdy ma doświadczenie „bycia tłumaczonym” i czasem mówcy mówią zbyt szybko, nie robią przerw itp. Warto ustalić, czy tłumaczenie będzie po całej wypowiedzi (konieczność robienia notatek!) czy po 1 lub 2 zdaniach.
  4. Ustawić się tak, aby dobrze słyszeć i być słyszanym. Jeśli tłumaczy „na ucho” osobie obcojęzycznej, musi znajdować się w pobliżu tej osoby, jeśli do mikrofonu – musi on być na stojaku, żeby tłumacz miał wolne ręce (notatki).
  5. Gdy pada zdanie, którego sensu tłumacz nie rozumie (albo nie do końca rozumie), wszystko, co może zrobić to poprosić o powtórzenie lub przeformułowanie. Daje to czas, chwilę na zastanowienie się, na zrozumienie i wypowiedzenie właściwego tłumaczenia.
  6. A gdy pada słowo, którego znaczenie w języku obcym jest tłumaczowi nieznane, może spróbować opisać to słowo.  

Czy tłumacz nie znał słowa „rtęć”? Jeśli nie, to ewidentnie nie przygotował się. Może znał, ale konferencja to stres, a w stresie często zapominamy najprostszych rzeczy. Może tłumacz nie miał doświadczenia w tłumaczeniu przed kamerami. Trudno powiedzieć. Skoro po przetłumaczeniu pytania próbował coś dopowiedzieć ministrowi znaczy, że wiedział, że jego tłumaczenie jest dalekie od ideału. Czy sprawę da się odkręcić? I tak, i nie. Na szczęście jest nagranie, więc możemy sami sprawdzić, o co pytał dziennikarz, co w tłumaczeniu przekazano ministrowi i co ten odpowiedział. Dobre i to. Ale słowa poszły w eter i rozpętała niepotrzebna burza.

Tu na szczęście dość szybko udało się wyłapać błąd w tłumaczeniu. Ale w słowie pisanym często błędy chowają się latami, zanim ktoś je zauważy. Czasem zaczynają żyć swoim życiem. Ale to opowieść na inna okazję.